Tak,
wiem, nie wszystkie przypadki są jednakowe – rak rakowi nierówny. Ja mogę
jedynie napisać o swoim przypadku, mając nadzieję, że moje doświadczenie ma
wymiar maksymalnie uniwersalny. Bez względu na wszystko, jednego jestem absolutnie
pewien: aby pokonać raka, trzeba zerwać ze WSZELKĄ TOKSYCZNOŚCIĄ, która do
niego doprowadziła, oraz WYKRZESAĆ W SOBIE TYLE WIARY W WYZDROWIENIE, ile tylko
będziemy w stanie. Że to trudne? Tak, biorąc pod uwagę okoliczności, łatwe na
pewno nie jest. Ale JEST MOŻLIWE. Skoro mnie się powiodło, dlaczego nie miałoby
się powieść komuś innemu?... Powtórzę: ZERWAĆ ZE WSZELKĄ TOKSYCZNOŚCIĄ… Większość
z nas wie, lub przynajmniej się domyśla, co tak naprawdę przyczyniło się do
powstania naszego raka.
Chcę w
tym kontekście podkreślić, że choroba NIE JEST NASZĄ WINĄ, nikt nie chce jej świadomie
na siebie sprowadzić. Nawet ktoś, kto np. pali paczkę papierosów dziennie. Sam
paliłem przez wiele lat i nie mam o to do siebie żalu. Może tu kiedyś później
wyjaśnię, dlaczego. Na razie powiem: jeśli masz sobie coś do wybaczenia, wybacz
to sobie, bo „nie wiedziałeś, co czynisz”.
Autoterapia,
którą wobec siebie zastosowałem (dzięki wiedzy zdobytej od setek mądrych ludzi,
obejrzanych w internecie) była nie tylko – nie mam żadnych wątpliwości – skuteczna,
ale miała także… pozytywne skutki uboczne. Jak wspominam w swoim profilu, czuję
się dzięki niej szczęśliwy. Wiem,
że to pozbawiło mojego raka szans.
Będę się tutaj dzielił swoją antyrakową wiedzą,
choć chcę od razu zaznaczyć – abyśmy w przyszłości uniknęli zarzutów czy
rozczarowań – że wiedza to tylko (bezwzględnie konieczny!) PUNKT WYJŚCIA. W
pewnym sensie WYZDROWIENIA TRZEBA SIĘ NAUCZYĆ.
https://www.youtube.com/watch?v=LAH2QDLdDNg
Świetnie, że dzielisz się swoim osobistym dośiadzeniem.
OdpowiedzUsuńPomogłeś sobie, teraz pomagasz innym - tak jest dobrze.
Bardzo Ci dziękuję :)
Usuń