niedziela, 1 czerwca 2014

NIE MAM ŻADNYCH WĄTPLIWOŚCI: ZA OGROMNĄ CZĘŚĆ PRZYPADKÓW RAKA ODPOWIADA CHRONICZNY STRES.

Czy kojarzycie swojego raka z przewlekłym stresem? Ja swojego tak. Wziął się z mojego poczucia nieszczęścia – z głębokiej niezgody na moją ówczesną sytuację życiową i z braku dostrzegalnych perspektyw jakichkolwiek zmian.

Powiedziałem w poprzednim wpisie, że przewlekły stres psychiczny wycieńcza nasz organizm podobnie, jak wycieńczałoby go nieprzerwane trzymanie nad głową ciężkiej sztangi. Nie odczuwamy tego aż tak wyraźnie, ale różnicy praktycznie nie ma. I jedno, i drugie jest dla organizmu ogromnym wydatkiem energetycznym. Możemy ukrywać psychiczne napięcie przed innymi i uśmiechać się, by pokazać, że wszystko z nami w porządku, że dajemy radę, że jesteśmy „na fali”, możemy nawet przez jakiś czas oszukiwać samych siebie, udając, że skurcz w żołądku czy kołatanie serca to coś nieistotnego, co samo minie. Może nie minąć. Naszego organizmu nie zdołamy oszukać, bo skąd on niby miałby brać energię do trzymania tej ciężkiej sztangi?...

Pisałem poprzednio o istotnym znaczeniu odżywiania się. To oczywiste, wszyscy o tym wiedzą. Ale nawet najzdrowsza dieta sama z siebie nie zapobiegnie powstaniu raka. Znane są liczne przypadki osób, które bardzo o siebie pod tym względem dbały, a mimo to nie ustrzegły się  choroby. Choćby wspomniana przeze mnie Anita Moorjani, która – zanim zachorowała – wręcz obsesyjnie trzymała się antyrakowej diety. Dziś, siedem lat po swoim „cudownym” ozdrowieniu, mówi: „To nie rak nas zabija, to my sami siebie zabijamy jeszcze zanim zachorujemy na raka”. Podkreślę jeszcze raz: robimy to całkowicie nieświadomie i nie ma w tym żadnej naszej winy!

Weźmy pod uwagę typowy w Polsce przypadek: pani z rakiem piersi czy z rakiem szyjki macicy. Co mówi ten rak? Powiem, co wydaje mi się, że może mówić:
-       „Moje dzieciństwo nie było szczególnie szczęśliwe, nie czułam się prawdziwie kochana; rodzice, zwłaszcza ojciec, często mieli do mnie o coś pretensję, mówili, że się nie staram, dawali mi za przykład moje koleżanki; na dodatek kłócili się między sobą, nie mogłam tego znieść”.
-       „Nie czuję, aby mój mąż naprawdę nadal mnie kochał; kiedyś był inny – dbał o mnie i mówił, że jestem dla niego wszystkim; nie docenia tego, co robię dla domu, a ja przecież tak się staram, o niego, o dzieci, o rodziców; jego matka co rusz wytyka mi jakieś błędy; czuję się kompletnie niedowartościowana”.
-       „Kiedyś miałam marzenia, bardzo chciałam je zrealizować. Myślałam, że życie zupełnie inaczej się ułoży. A dzisiaj co? Wszystko odeszło w dal, moje życie nie ma naprawdę wartości. No tak, są dzieci, które kocham. Poświęcam się dla nich tak, jak poświęcam się dla domu. Chciałabym, żeby wszystko było jak najlepiej i bardzo się staram. Ale w środku czuję pustkę, chciałabym czegoś więcej… O czym ja myślę?! Nie ma na to szans! Nie wiem, czy chce mi się jeszcze żyć”.

Rak to wynik kryzysu energetycznego organizmu. Układ immunologiczny jest już tak osłabiony przez chroniczny stres, że nie ma siły się bronić przed wirusowymi czy bakteryjnymi infekcjami, przed samorzutnie powstającymi w nas komórkami nowotworowymi, przed niczym.
Możemy to zmienić, możemy odbudować nasz układ odpornościowy. Nawet musimy…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz