Czy
kojarzycie swojego raka z przewlekłym stresem? Ja swojego tak. Wziął się z mojego
poczucia nieszczęścia – z głębokiej niezgody na moją ówczesną sytuację życiową i
z braku dostrzegalnych perspektyw jakichkolwiek zmian.
Powiedziałem
w poprzednim wpisie, że przewlekły stres psychiczny wycieńcza nasz organizm podobnie,
jak wycieńczałoby go nieprzerwane trzymanie nad głową ciężkiej sztangi. Nie
odczuwamy tego aż tak wyraźnie, ale różnicy praktycznie nie ma. I jedno, i
drugie jest dla organizmu ogromnym wydatkiem energetycznym. Możemy
ukrywać psychiczne napięcie przed innymi i uśmiechać się, by pokazać, że
wszystko z nami w porządku, że dajemy radę, że jesteśmy „na fali”, możemy nawet
przez jakiś czas oszukiwać samych siebie, udając, że skurcz w żołądku czy
kołatanie serca to coś nieistotnego, co samo minie. Może nie minąć. Naszego
organizmu nie zdołamy oszukać, bo skąd on niby miałby brać energię do trzymania
tej ciężkiej sztangi?...
Pisałem poprzednio o istotnym
znaczeniu odżywiania się. To oczywiste, wszyscy o tym wiedzą. Ale nawet
najzdrowsza dieta sama z siebie nie zapobiegnie powstaniu raka. Znane są
liczne przypadki osób, które bardzo o siebie pod tym względem dbały, a mimo to
nie ustrzegły się choroby. Choćby
wspomniana przeze mnie Anita Moorjani, która – zanim zachorowała – wręcz obsesyjnie
trzymała się antyrakowej diety. Dziś, siedem lat po swoim „cudownym”
ozdrowieniu, mówi: „To nie rak nas zabija, to my sami siebie zabijamy
jeszcze zanim zachorujemy na raka”. Podkreślę jeszcze raz: robimy to
całkowicie nieświadomie i nie ma w tym żadnej naszej winy!
Weźmy pod
uwagę typowy w Polsce przypadek: pani z rakiem piersi czy z rakiem szyjki
macicy. Co mówi ten rak? Powiem, co wydaje mi się, że może mówić:
-
„Moje dzieciństwo nie
było szczególnie szczęśliwe, nie czułam się prawdziwie kochana; rodzice,
zwłaszcza ojciec, często mieli do mnie o coś pretensję, mówili, że się nie
staram, dawali mi za przykład moje koleżanki; na dodatek kłócili się między
sobą, nie mogłam tego znieść”.
-
„Nie czuję, aby mój mąż
naprawdę nadal mnie kochał; kiedyś był inny – dbał o mnie i mówił, że jestem dla
niego wszystkim; nie docenia tego, co robię dla domu, a ja przecież tak się
staram, o niego, o dzieci, o rodziców; jego matka co rusz wytyka mi jakieś
błędy; czuję się kompletnie niedowartościowana”.
-
„Kiedyś miałam marzenia,
bardzo chciałam je zrealizować. Myślałam, że życie zupełnie inaczej się ułoży. A
dzisiaj co? Wszystko odeszło w dal, moje życie nie ma naprawdę wartości. No tak,
są dzieci, które kocham. Poświęcam się dla nich tak, jak poświęcam się dla
domu. Chciałabym, żeby wszystko było jak najlepiej i bardzo się staram. Ale w
środku czuję pustkę, chciałabym czegoś więcej… O czym ja myślę?! Nie ma na to
szans! Nie wiem, czy chce mi się jeszcze żyć”.
Rak to
wynik kryzysu energetycznego organizmu. Układ immunologiczny jest już
tak osłabiony przez chroniczny stres, że nie ma siły się bronić przed wirusowymi
czy bakteryjnymi infekcjami, przed samorzutnie powstającymi w nas komórkami
nowotworowymi, przed niczym.
Możemy to
zmienić, możemy odbudować nasz układ odpornościowy. Nawet musimy…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz